Gdy w "Morfinie" wkracza na scenę, ze strachu milkną bohaterowie i widzowie. Prywatnie? Spokój i łagodność. O scenicznych metamorfozach opowiada Violetta Smolińska, aktorka Teatru Śląskiego
No i co pani teraz myśli, patrząc na swoje zdjęcie w roli Matki w ..Morfinie'? - Że to musi być straszna baba... Ale intrygująca... (śmiech). A nie przypadkiem ta straszna baba przyniosła pani na 55. Kaliskich Spotkaniach Teatralnych jedną z najważniejszych w Polsce nagród aktorskich. Nagrodę im. Jacka Woszczerowicza? - To też. Tym bardziej, że za "Morfinę" zdobyliśmy "zbiorowo", jako aktorzy Teatru Śląskiego, także Grand Prix tego festiwalu, co dało mi chyba jeszcze większą satysfakcję niż moje własne wyróżnienie! Naprawdę. To szczególnie ważne w dzisiejszych czasach, gdy coraz częściej, z kompletnie niezrozumiałych dla mnie powodów, kwestionuje się teatr jako pracę zespołową. A przecież spektakl to jest jeden wielki, wspólny wysiłek! W przypadku "Morfiny" był to zresztą wysiłek wręcz gigantyczny. Więc jest się z czego cieszyć. W końcu gramy po to, żeby nas doceniono. Jak nas oklaskuje publiczność i chwalą fachowcy, to się nakr�