W powieści Franza Kafki Zamek istnieje materialnie. Wiemy nawet, jak wygląda: "ani stara rycerska warownia, ani nowożytna wspaniała budowla, lecz rozległy zespół, składający się z niewielu dwupiętrowych oraz wielu ściśle do siebie przytykających niskich zabudowań".
W spektaklu Baranowskiego obiektywne istnienie Zamku wydaje się o wiele bardziej problematyczne. Żadne zarysy bynajmniej nie majaczą na horyzoncie. Oszczędna, właściwie ascetyczna scenografia to tylko kilka sprzętów i rekwizytów: łóżko, okno, potężna beczka, cynowa miednica, szkolny pulpit. W umowny, metaforyczny sposób obrazują one kolejne miejsca akcji na terenie zamkowej wsi: gospodę, szkołę, chałupę wójta. Czy nad tym skrótowym pejzażem rzeczywiście wznoszą się mury Zamku - można wątpić. Telefon, przez który Schwarzer rozmawia z siedzibą władzy jest najwidoczniej tylko przechowywaną w walizce atrapą. Zamek wydaje się przede wszystkim bytem splecionym ze słów, wyobrażeń i reakcji poddanych, być może jest po prostu ich projekcją. Uwagę przykuwają przede wszystkim właśnie owe słowa i reakcje. Przygięty do ziemi oberżysta w łachmanach przeciąga przez scenę. Nauczyciel porusza się po niej żwawymi krokami, który