Dialog przedstawień zaproszonych na tegoroczny toruński Kontakt zmienił się w konfrontację Wschód-Południe. Silna reprezentacja teatrów z Rosji i krajów bałtyckich (Litwa, Estonia, Łotwa) znalazła przeciwwagę w spektaklach z Rumunii, Węgier i Serbii - pisze Łukasz Drewniak.
Drugi motyw przewodni festiwalu biegł niejako w poprzek geograficznego podziału: definiował rejony wspólne dla klasyki i nowej dramaturgii. Jednak w chwili, kiedy piszę tę relację, na półmetku Kontaktu, trzy grane po rosyjsku przedstawienia ułożyły mi się w głowie w jedną opowieść. "Czerwona nitka" Moskiewskie Centrum Dramaturgii i Reżyserii działa od 1998 roku, dość szybko stało się jedną z najciekawszych rosyjskich scen nowego teatru. Dwa lata temu pokazali w Toruniu "Plastelinę" Sigariewa, w listopadzie 2003 w Gdańsku prezentowali m.in. "Obłom-offa" i "Walkę Mołdawian o tekturowe pudełko" Ugarowa. Spektakl "Czerwoną nitką" zaczyna się jak koncert, inicjuje jedną fabułę, żeby rychło zamienić ją na inną. Pankow (reżyser) i Żelezcow (dramaturg) mylą tropy. Reżyser siedzi przy stoliku z maszynopisem sztuki, pali papierosa za papierosem. Na scenę wchodzi big-band jazzowo-swingowy, młodzi wykonawcy są w eleganckiej czerni, ale nogaw