EN

17.04.2015 Wersja do druku

Jak Konfrontacje wydobyły Opole z zaściankowości

W czasach największej świetności festiwalu po bilety na Opolskie Konfrontacje Teatralne widzowie wstawali w środku nocy. A jeśli ich zabrakło, to oglądali najlepsze inscenizacje klasyki polskiej z podłogi, a nawet proscenium. Dziś Konfrontacje z 40-letnią metryką to już nie ta impreza. Skromna, boleśnie niedofinansowana, pozbawiona dawnego żaru - pisze Iwona Kłopocka-Marcjasz w Nowej Trybunie Opolskiej.

W miesięczniku "Opole" dawno, dawno temu ukazał się rysunek Andrzeja Mleczki przedstawiający grającą na flecie kobiecą postać w powłóczystej szacie, za którą podążał zachwycony tłum. Podpis głosił: "Melpomena wyprowadza z teatru opolską publiczność na rok". Była to zarazem najkrótsza recenzja Opolskich Konfrontacji Teatralnych i wymowna aluzja do dnia powszedniego opolskiego teatru. Kiedy w styczniu 1975 roku otwarto ogromny i supernowoczesny gmach teatru, kiedy zagościł w nim nowy duch za sprawą importowanego z Krakowa dyrektora Bogdana Hussakowskiego ze wspaniałą ekipą reżyserów, scenografów i kompozytorów, do kompletu brakowało w tym miejscu jeszcze tylko cyklicznej ogólnopolskiej imprezy, która stałaby się wizytówką miasta i regionu. Tym bardziej że władzom marzyło się, by Opole - skoro już ma teatr za 153 mln zł - nie tylko polską piosenką i cementem stało. Na pomysł festiwalu teatralnego wpadł Marek Jodłowski, znany dziennikar

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Jak Konfrontacje wydobyły Opole z zaściankowości

Źródło:

Materiał nadesłany

Nowa Trybuna Opolska nr 89

Autor:

Iwona Kłopocka-Marcjasz

Data:

17.04.2015

Festiwale