Aktorzy Teatru Dramatycznego w Białymstoku założyli prywatny Teatr Improwizacje. Pierwsza premiera - "Gąska" Nikołaja Kolady - już w najbliższy weekend. Chcemy pokazać tym spektaklem, że jesteśmy artystami, że istniejemy. Gramy mniej w teatrze, ale to nie znaczy, że się wypaliliśmy się, wycofaliśmy się, że unikamy pracy.... Z Jolantą Borowską, Dorotą Radomską, Justyną Godlewską-Kruczkowską i Robertem Ninkiewiczem rozmawia Jerzy Szeszunowicz w Kurierze Porannym.
Dlaczego założyliście własny teatr, po co wam premiera poza macierzystym miejscem pracy - poza Teatrem Dramatycznym? Robert Ninkiewicz: Po to, żeby szerzyć kulturę (śmiech). W Warszawie, w Krakowie działa wiele scen niezależnych, na których przedstawienia trzeba rezerwować bilety z dużym wyprzedzeniem. Wydaje mi się, że jest zapotrzebowanie na teatr nieco inny niż repertuarowy. Wychodząc ze swoją ofertą, proponujemy taką alternatywę również w Białymstoku. To chyba pierwszy taki przypadek, by etatowi aktorzy teatru repertuarowego otwierali własną scenę? Jolanta Borowska: Wcześniej były różne próby. Obecnie działa w Białymstoku K3, Kompania Doomsday. Ale to są grupy założone przez studentów, ludzi młodych, szukających swego miejsca. My przez lata pracowaliśmy w Teatrze Dramatycznym - teraz zrobiliśmy coś od początku, samodzielnie, bez jakiegokolwiek wsparcia z zewnątrz. Dorota Radomska: Poza tym nasza propozycja, to teatr stricte ak