Z przyczyn, dla których szkoda czasu, abym tutaj wyszczególniał (tak mawiała śp. Stefania Woytowicz), Dzień Teatru odbywa się dla mnie codziennie. To nasze święto zastraszająco dewaluują różne inne, których namnożyła się taka ilość, że wkrótce skazani będziemy na święto flaków z olejem, płynięcia pod prąd, opóźnionej menopauzy, demencji, analfabetyzmu czy zbiorowego upupienia - pisze Sławomir Pietras w Tygodniku Angora.
W ramach pojęcia Dnia Teatru jest mnóstwo powodów do świętowania, np. Dzień Dyrektora (każdorazowa rocznica objęcia stanowiska, oczywiście po konkursie), Dzień Abdykacji (kiedy go wywalą), Dzień Kompletu Widzów na Widowni (święto rzadkie i wielce ruchome), Festiwal Dobrych Recenzji (tylko skąd je brać?), Dzień Sponsora (gdyby takich nie znaleziono, można urządzić Wieczór Składkowy), Święto Młodego Widza (podczas przymusowego zamknięcia dzieci szkolnych na widowni). Można sobie wyobrazić Dni Triumfu Życia nad Śmiercią w wypadku obsadzenia "Jeziora łabędziego" sędziwymi tancerkami według obecnych przepisów emerytalnych lub Festiwal Awangardy i Postępu ("Balladyna" w sosie disco polo, "Nie-Boska Komedia" jako gmatwanina przeczuć, zbiorowego marazmu i antysemickiej czkawki, kuriozalny kogel-mogel arcydzieł Wyspiańskiego w jednowieczorowym flaku, teatralny bełkot na bazie adaptacji Przedwiośnia czy Mickiewiczowskie Dziady przeniesione do amerykań