Nie wiedząc, co począć z Sofoklesowym tragizmem, inscenizatorzy postanowili przybliżyć "Elektrę", wpisując ją w "problem bałkański". Całe szczęście nie popadli w publicystykę. Chociaż literatura starożytna ma się do tej nam współczesnej jak cykoria do kawy (tak twierdził Schopenhauer), to bardzo rzadko obecna jest w naszym życiu. Oczywiście jest to symptomem upadku kultury i przeróżnych innych upadków, które nękają nas na co dzień. Ta pogłębiająca się nieobecność sprawia, że kiedy już ktoś przywołuje z zakurzonej antycznej biblioteki najwybitniejsze jej dzieła, oddaje je we władanie stereotypów. Kogóż winić więc za to, że biorąc się za sofoklesową "Elektrę", interpretuje ją tak, jakby została napisana przez Ajschylosa? A kogo za to, że próbuje przybliżyć ją współczesnej publiczności wpisując w wydarzenia znane z telewizyjnych wiadomości, które dla odmiany znacznie trafniej skomentowane zostałyby przez Eurypidesa? Któż
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie nr 18