EN

18.12.2014 Wersja do druku

Teatr zaprasza na happy hours

Warszawskie teatry walczą o widza wszelkimi metodami: cenami, nazwiskami gwiazd, opieką nad dziećmi, by dorośli mogli spędzić półtorej godziny na farsie. Widz w teatrze może coraz więcej. I bezlitośnie z tego korzysta - pisze Jacek Tomczuk w Newsweeku.

Rzeszów, mała sala teatralna. Kiedy podczas spektaklu "Kształt rzeczy" zaczyna się scena erotyczna, z widowni pada: "Ty, wyruchaj ją". Grzegorz Małecki wie, że jak zignoruje takie słowa, za chwilę będzie jeszcze gorzej. - Przerwałem, podszedłem do człowieka i poprosiłem, żeby wyszedł na scenę, może się wykazać, jak taki jest wyrywny. - Kiedyś ta "czwarta ściana", jak nazywamy widza, była pełna szacunku i teatr był świątynią. A teraz widz często zapomina, że ta czwarta ściana jest przenikalna. I komentuje lub mimo komunikatów nie wyłącza telefonu komórkowego - mówi Jacek Braciak, aktor Teatru Powszechnego. "Zbliżamy się do granicy" - tak o coraz swobodniejszych nawykach teatralnej publiczności mówią aktorzy. To cena, jaką teatr płaci w pogoni za widzem. Zwiedzanie aktorów Kiedyś teatralny savoir-vivre był jasny: strój wieczorowy, znajomość przynajmniej z grubsza treści sztuki; po trzecim dzwonku nikt nie był wpuszczany na widownię,

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Teatr zaprasza na happy hours

Źródło:

Materiał nadesłany

Newsweek Polska nr 51/15-21.12

Autor:

Jacek Tomczuk

Data:

18.12.2014