Głośno ostatnio w polskich mediach o młodym Mariuszu Trelińskim - reżyserze filmowym, który szansę na sukces odnalazł jednak w teatrze operowym. Sytuacja przypomina szum wokół mistrza skoków narciarskich Adama Małysza. Po chudych latach, po całkowitym regresie w polskiej reżyserii operowej pojawił się ktoś, kto chce z całym impetem dołączyć do pierwszej ligi. O ile jednak w przypadku sportu efekty tych starań są precyzyjnie mierzone na zawodach, o tyle w sztuce na efekty trzeba czekać niekiedy latami... Światowe objawienie? Od poważnej "Polityki" po lekką, łatwą i podobno przyjemną prasę kolorową przetaczają się informacje mające przekonać czytelników, że Mariusz Treliński jest objawieniem światowej opery, a o jego realizacje zabiegają najsłynniejsze teatry. Według niepotwierdzonych doniesień, Polak ma wyreżyserować m.in. galowy koncert w Metropolitan Opera i przygotować premierę "Damy Pikowej" Piotra Czajkowskiego z
Tytuł oryginalny
Treliński, czyli Małysz... opery
Źródło:
Materiał nadesłany
Kurier Szczeciński nr 72