"Włodek Bąk Szoł" w reż. Moniki Dawidziuk Fundacji Teatru Boto w Sopocie. Pisze Łukasz Rudziński w portalu Trójmiasto.pl.
Włodek Bąk nie jest ani tak przebojowy, ani tak przystojny i - co słychać od pierwszych chwil spektaklu - ani tak dobry wokalnie jak jego idol, Elvis Presley. Za to jest nasz, jak się deklaruje, kaszubski, pomorski, regionalny. Skrojony na miarę naszych możliwości. "Włodek Bąk Szoł" to udany powrót do piosenki aktorskiej w kabaretowym ujęciu. Włodek zaczyna nieśmiało. Wchodzi na scenę Teatru na Plaży z czerwonym dywanem w rękach. Nieco zawstydzony rozkłada go pośrodku. Czy wyniósł go po kryjomu od cioci po imieninach, czy zaczekał na moment nieuwagi i przejął dywan, po którym sam niedawno się błąkał podczas Festiwalu Filmowego w Gdyni, nie wiadomo. Pewne jest, że to będzie jego moment sławy. Włodzimierz Bąk sam się o nią dopomina, udowadniając w trakcie godzinnego show, że słusznie. "Artysta" zaczyna od nostalgicznego "Gdzie się podziały tamte prywatki" - trochę śpiewa, trochę wspomina, trochę zapowiada tą piosenką kolejne utwory