EN

31.10.2014 Wersja do druku

W Krakowie, czyli jesienna rewia duchów (opowiadanie prawdziwe)

Gdyby chciała, mogłaby znakomicie pisać. Ale ona wybrała Piotra i Piwnicę. Pełniła tam funkcję kogoś w rodzaju kierownika literackiego, eksperta, scenografa. Pomysłodawcy, stylisty i kontrolera jakości. Dostarczyciela wszystkiego, co tylko tam potrzebne. Poświęciła tej Piwnicy wszystko - wspomnienie o JANINIE GARYCKIEJ.

Oto więc ta krakowsko defetystyczna aura, dokładnie połowa września 1997, jesień w triumfującym stylu zdobywa należne jej pozycje. Co do mnie, jak od lat o tej porze powróciwszy z Ustki, dobrze już na gruncie krakowskim osadzony, akurat biegnę odwiedzić Janinkę Garycką. Akurat do szpitala na Skarbową. Tak ją biedaczkę egoistycznie opuściłem, zaniedbałem. Nie byłem u niej pewnie ponad dwa tygodnie. A przecież od paru miesięcy bywam tam niemal codziennie. Czy przyjęła do wiadomości, że wyjeżdżam i że nie będzie mnie przez ten czas? Wybaczy mi nieobecność? Janina jest po wylewie. Udar mózgu. Dodajmy, po wcześniejszym zawale i razem - po dłuższych już komplikacjach kardiologicznych. Bezwładna. Nie mówi. Jest świadoma. Bez wątpienia głowa działa. Może i jak dawniej? A mózg i magazyny tego mózgu to jakość zaiste wyjątkowa. W sposób ograniczony, ale jest w stanie wciąż sporo wyrazić. Coś napisać, lewą bardziej sprawną ręką, narysow

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

W Krakowie, czyli jesienna rewia duchów (opowiadanie prawdziwe)

Źródło:

Materiał nadesłany

Rzeczpospolita dodatek nr 254

Autor:

Leszek Długosz

Data:

31.10.2014