W "Na arce o ósmej" śpiewałam razem z zespołem i animowałam nóżkami gołębia. Byłam też motylkiem. Bez takich drobiazgów teatr lalek nie istnieje! Wszystkie role są ważne - i ta główna, i piórko - mówi MONIKA GRYC, aktorka Olsztyńskiego Teatru Lalek.
Pani Moniko, zacznę od "Balladyny", w której zagrała pani rolę tytułową i to bardzo dobrze. To nie tylko moje zdanie, bo za tę kreację dostała pani nagrodę. A spektakl był świetny, atrakcyjny i dla młodzieży, i dla dorosłych. Jak się pani udało tak przekonująco zagrać zbrodniarkę? - W teatrze lalek rzeczywiście rzadko zdarzają się takie przedsięwzięcia i takie role. Ale pracował z nami świetny reżyser Oleg Żugżda z Białorusi i on bardzo mi pomógł. W jego realizacji dramat "Balladyny" rozgrywa się w głowie wiejskiej dziewczyny pracującej w karczmie. Z jednej strony jest to kobieta, która stała się niewolnicą własnych zbrodni. Z drugie strony jest to prosta dziewczyna z karczmy, której mogłam nadać trochę cech ludzkich. Jeżeli chodzi o postać Balladyny, to, jak wiadomo, każdy człowiek ma pokłady złych i dobrych uczuć. I ja sięgnęłam do swoich. Bo bez uczuć grać się nie da. Obserwuję też ludzi i od nich się uczę. To pomaga i