EN

21.03.1992 Wersja do druku

Nie uchodzi...

Dworek był polski, szlachecki, pobielany. Huzar dumnie prężył się w wojskowym moro, a da­ma wyzywająco prezentowała najbardziej bezgustny butikowy kostium. Fredrowskie obłapianki przełożono na całkiem współcze­sne prymitywne zaloty, seksowne tylko w miarę możliwości. Poetyka farsy, złamanych posta­nowień, niestosownych umizgów, pomyłek i zabawnych zwrotów akcji gdzieś się po drodze zapo­działy. Na scenie pozostało jedy­nie towarzystwo playboyów i "panien z odzysku" spod trze­ciorzędnej kawiarni w powiato­wym mieście S. Reżyser całej tej awantury - Mikołaj Grabowski - chcąc po­zostać choć trochę wierny Fre­drze i zachować polsko-prowincjonalny klimat sztuki, mimo że przeniósł ją w obecne czasy, musiał znaleźć na to jakieś środ­ki wyrazu, skoro a'priori odrzucił starą, dobrą i sprawdzoną farsę. Nie wiedzieć jakim trafem naj­bliżej od Fredry było mu do Schaeffera i zaproponował akto­rom jakby jeszcze jedną serię etiud ze

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Nie uchodzi...

Źródło:

Materiał nadesłany

Dziennik Polski nr 69

Autor:

Maria Wąs

Data:

21.03.1992

Realizacje repertuarowe