Przedziwne rzeczy wyczynia się u nas z Fredrą od paru dziesiątków lat i myliłby się ten, kto by sądził, że przenoszenie jego komedii w dzisiejsze obyczaje jest czymś nowym i okropnie awangardowym. Jak dotąd wszelkie zabiegi tego typu kończyły się niepowodzeniem. Tak też się stało z "Damami i huzarami" w Teatrze Słowackiego. Tytuł przedstawienia powinien brzmieć: "Baby, babki i żołdacy". Oddawałoby to, bodaj w przybliżeniu, rodzaj humoru, jakim nas uraczono na dostojnej scenie. Jest to humor wulgarny, żeby nie powiedzieć - koszarowy. Mikołaj Grabowski ubrał aktorów współcześnie, umieścił ich jednak w całkiem niedzisiejszym dworku. Kazał im grać grubą farsę z kopniakami, macankami i erotycznymi momentami. A wszystko zapewne dla większej wesołości. Aktorzy starają się więc, jak mogą i grepsują na potęgę, a zwłaszcza Andrzej Grabowski (Major) i trzy, pożal się Bóg, damy: Iwona Bielska, Anna Tomaszewska i Ursz
Tytuł oryginalny
Fredro i dzisiejsze obyczaje
Źródło:
Materiał nadesłany
Nowa Europa nr 33