Poznańskie "Damy i huzary" (Teatr Nowy) rozgrywają się w scenerii bliższej raczej profesji madame Sans Gene niż szlacheckim kompanom hrabiego Fredry. Ale też reżyser Janusz Nyczak wywiódł ich z saloniku na przedpokoje, na strych, do sieni, a nawet na siano. Wydarzenia toczą się więc w różnych miejscach, co zresztą dynamizuje akcję. Pospolitość zaś owych miejsc "degraduje" postaci do figur farsowych. I słusznie, bo przecież sama intryga jest mało wybredna, a perypetie rubaszne. Nyczakowa farsa ma przy tym wiele z ducha komedii dell`arte. Reżyser zrywa z iluzją, nie dba o prawdopodobieństwo, o wierność epoce, celowo schematyzuje postaci, używając również chętnie chwytów "niskich" np. miażdżenie kapelana drzwiami, wykopanie stołka spod siedzenia czy też ciskanie w tegoż kapelana damską bielizną. Poznańskie "Damy i huzary" zaczynają się rankiem, gdzieś na strychu, a w każdym razie w jakimś zapuszczonym domostwie, pośród go
Tytuł oryginalny
Fredro z gaciami w tle
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Poznańska nr 84