NIEZAWODNY Aleksander Fredro dobrych parę sezonów nie cieszył się wzięciem teatru. Jeśli go grywano, to chyłkiem, na szkolnych popołudniówkach. Nie ma się czemu dziwić: z Fredry nijak śmiechu kompensacyjnego nie dało się wycisnąć. Dziś największy polski komediopisarz jakby wraca do łask. Parę udanych inscenizacji pojawiło się ostatnio: w Gdańsku "Mąż i żona" w reżyserii Jerzego Łapińskiego (żeby tylko męska część obsady tak upiornie nie szarżowała), w Toruniu rzadko grane jednoaktówki "Pierwsza lepsza" i "Jestem zabójcą'' (reż. Piotr Cieplak - debiut!), wreszcie w Poznaniu, w Teatrze Nowym - "Damy i huzary". W poznańskim przedstawieniu Janusza Nyczaka chodzi tylko o śmiech - beztroski i bezpodtekstowy. Reżyser nie stosuje żadnej stylizacji, żadnych chwytów formalnych, nie próbuje też Fredry dodatkowo uatrakcyjniać. Wyłuskuje przede wszystkim intrygę, a raczej sieć śmiesznych intryżek, którymi zaborcze baby wojują z
Tytuł oryginalny
Śmiech, czyli ulga (fragm.)
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka nr 15