EN

14.04.1990 Wersja do druku

Śmiech, czyli ulga (fragm.)

NIEZAWODNY Aleksander Fredro dobrych parę sezonów nie cieszył się wzięciem teatru. Jeśli go grywano, to chyłkiem, na szkolnych popołudniówkach. Nie ma się czemu dziwić: z Fredry nijak śmie­chu kompensacyjnego nie dało się wycisnąć. Dziś największy polski ko­mediopisarz jakby wraca do łask. Pa­rę udanych inscenizacji pojawiło się ostatnio: w Gdańsku "Mąż i żona" w reżyserii Jerzego Łapińskiego (żeby tylko męska część obsady tak upiornie nie szarżowała), w Toruniu rzadko gra­ne jednoaktówki "Pierwsza lepsza" i "Jestem zabójcą'' (reż. Piotr Cieplak - debiut!), wreszcie w Poznaniu, w Tea­trze Nowym - "Damy i huzary". W poznańskim przedstawieniu Janusza Nyczaka chodzi tylko o śmiech - beztroski i bezpodtekstowy. Reżyser nie stosuje żadnej stylizacji, żadnych chwytów formalnych, nie próbuje też Fredry dodatkowo uatrakcyjniać. Wyłuskuje przede wszystkim intrygę, a raczej sieć śmiesznych intryżek, który­mi zaborcze baby wojują z

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Śmiech, czyli ulga (fragm.)

Źródło:

Materiał nadesłany

Polityka nr 15

Autor:

Jacek Sieradzki

Data:

14.04.1990

Realizacje repertuarowe