Przez wiele lat warszawski Teatr Żydowski chciał być strażnikiem pamięci o narodzie, zmierzał w kierunku historii, folkloru, specyficznego skansenu. Czy pod nową dyrekcją stanie się także miejscem żywej, współczesnej sztuki? - pyta Aneta Kyzioł w Polityce.
Po śmierci Szymona Szurmieja 16 lipca minister kultury Małgorzata Omilanowska napisała, że zakończyła się pewna epoka. Bardzo długa epoka. Szurmiej rządził na placu Grzybowskim przez niemal pół wieku. Był nie tylko dyrektorem teatru, ale także wieloletnim szefem stowarzyszeń i towarzystw żydowskich (przewodniczącym Komisji Koordynacyjnej Organizacji Żydowskich w RP, członkiem Światowego Kongresu Żydów, wiceprezydentem Światowej Federacji Żydów Polskich, członkiem Egzekutywy Europejskiego Kongresu Żydów oraz członkiem Prezydium Światowego Komitetu Kultury Żydowskiej), w latach 1985-89 był posłem na Sejm PRL, także wiceprzewodniczącym sejmowej komisji kultury i członkiem Narodowej Rady Kultury. W wolnej Polsce bez sukcesu startował w wyborach z list SLD. Jego huczne benefisy (ostatni odbył się w ubiegłym roku na 90 urodziny artysty) uświetniały głównie gwiazdy PRL oraz politycy lewicy. Repertuar teatru także bardziej przypominał peerelowską