Rok temu napisałam książkę. Pięć lat poszukiwań, szperania w dokumentach. To próba pokazania prawdziwego obrazu historii polskiej rodziny. I nagle teraz, w wakacyjną posuchę ploteczek, dzwoni do mnie dziennikarz "Faktu". Ekscytuje się tematem dotkniętym tylko, jak drobna kreska na obrazie - pisze Joanna Szczepkowska w Rzeczpospolitej.
Dziennikarz zapytał mnie, czy napisałam o molestowaniu seksualnym przez mojego dziadka. Odpowiedziałam, że książka nie jest o tym. Napisałam coś o swoim dziadku Szczepkowskim, delikatnie, nie do końca jasno, coś, co wrażliwy czytelnik może zrozumieć, ale nie musi. To raczej próba zrozumienia, jak dzieciństwo spędzone wśród artystycznej bohemy mogło wpłynąć na chłopca i jakim potem stał się mężczyzną. Moja książka to próba zrozumienia moich przodków. Prosiłam, żeby dziennikarz "Faktu" nie robił plotkarskiego szumu na temat "molestowania przez dziadka", bo będzie to miało fatalne skutki. W większości opinii publicznej kojarzę się z dziadkiem Janem Parandowskim. Tłumaczyłam, że istnieje niebezpieczeństwo, że ten wielki pisarz zostanie skojarzony z czymś, o czym by nawet nie pomyślał. Temat molestowania poruszyłam jeszcze w jednym felietonie. Tekst "Do arcybiskupa Michalika" napisałam o małej dziewczynce, żeby nie epatować sobą,