Choć czarna w tytule, nie ma nic wspólnego z tzw. czarnym humorem podszytym makabrą. Bawi w niej głównie pomysł sytuacyjny, na którym Peter Shaffer, współczesny dramatopisarz angielski, oparł akcję. Rozgrywa się ona w londyńskim mieszkaniu, w pracowni rzeźbiarza. Kiedy gospodarze oczekują ważnego gościa (czytaj - ewentualnego nabywcy rzeźb), gaśnie światło. Od tego momentu zaczynają się niezliczone komplikacje i perypetie komiczne, które aktorzy - z woli autora - grać muszą na scenie w pełnym świetle, ale w taki sposób, jakby poruszali się w ciemnościach, po omacku. Gdy zaś, na moment tylko, pojawia się w sztuce światło, na scenie jest odwrotnie - zapada kompletna ciemność. Prosty pomysł okazuje się niezmiernie efektowny teatralnie. I nic dziwnego, że choć od prapremiery "Czarnej komedii" minęło sporo lat, teatry chętnie po nią sięgają. W Polsce do repertuaru teatralnego wprowadził ją wybitny reżyser i dyrektor Zygmunt H
Tytuł oryginalny
Czarna komedia
Źródło:
Materiał nadesłany
Twój Styl nr 10