Kto chce, może sobie demonstrować, że jest ponad, do farsy się nie zniży, śmiać się od ucha do ucha ani myśli. Renomowane teatry zresztą sięgają po nią z pewnymi obawami, czy się godzi w dostojnych murach aż tak figlować. Pozostawiają ten gatunek na pastwę scen pośledniejszych, które często dobijają humor topornym wykonaniem. A przecież wytrawni aktorzy nie odżegnują się od wesołości, chętnie wchodzą w jej krąg, jeśli tylko mają taką propozycję. Więc Teatr Powszechny w Warszawie sięgnął po pewniaka "Czarną komedię" Petera Shaffera, która zdobyła publiczność w wielu krajach. Dojrzali widzowie wspominali przy tej okazji polską prapremierę w stołecznym Teatrze Dramatycznym z roku 1969 - która przez kilka sezonów nie schodziła z afisza. Rozbawiona publiczność anno 1994 - nie tylko ta wygodnie usadowiona w fotelach, ale i podpierająca ściany - wróży także długie powodzenie najnowszej inscenizacji. Miała być z
Tytuł oryginalny
Figle jasno-ciemne
Źródło:
Materiał nadesłany
Kobieta i Życie nr 28