Ostatni raz byłem w winiarni Mielżyńskiego w połowie ubiegłej dekady, jeszcze prowadząc Teatr Wybrzeże w Gdańsku. Na afiszu mieliśmy wtedy spektakl zatytułowany H., wyreżyserowany przez Jana Klatę na podstawie "Hamleta" Shakespeare'a. Przedstawienie toczyło się w jednej ze zrujnowanych hal Stoczni Gdańskiej - wspomina Maciej Nowak w recenzji kulinarnej knajpy Mielżyński Wine Bar.
W pierwszej scenie Klata usadził dworzan Elsynoru przy ogromnym stole i kazał powtarzać za Klaudiuszem apelacje, odmiany i winnice ze słynnego Przewodnika Parkera po winach świata. Pośród rozpadającego się stoczniowego pejzażu, pośród resztek wielkich solidarnościowych idei nowy establishment uczył się, jak rozróżniać gambrinusowe trunki. To była legitymacja przynależności do grupy beneficjentów nowego systemu, to był emblemat nowego stylu życia. Robert Mielżyński stał się jednym z nauczycieli polskich Klaudiuszy i ich dworu. W jego składzie win zapoznawali się z najlepszymi chateaux i kupażami ale, jak wiemy o tym skądinąd, uczniami okazali się umiarkowanie zdolnymi. Ubzdurali sobie, że droga butelka wina podnosi rangę rozmowy. A naprawdę nie ma najmniejszego powodu, by wydawać astronomiczne pieniądze na flaszeczki, które i tak nie gwarantują, że po pijaku głupot nie będzie się gadać. Chłodnik pysk wykręca Te prawie dziesięć l