Nie te polskie wyłącznie, z Wilnem i Lwowem w tle, obrosłe resentymentami. Tu chodzi o kresy cywilizacyjne i kulturowe. Też nasze, bo to my rozpięci jesteśmy, jak nikt inny. pomiędzy Wschodem a Zachodem. Pomiędzy Bizancjum a Rzymem, Europą a prawie Europą, jak elegancko przyznają Europejczycy zza Renu. No więc kresy. Granice kultur, doznań, ich odmienności zamknięte w dwa odrębne ryty. Z innymi strukturami emocji i sztuki. Ośrodek Praktyk Teatralnych spod Lublina, sławne Gardzienice Włodzimierza Staniewskiego, teatr ekologiczny, jak to się dziś chętnie etykietuje, zamknęły oto Spotkania Warszawskie przedstawieniem, które mogłoby się nazywać tak właśnie - Kresy. A nazywało się podwójnie, jak i jest podwójne, nawet w dwu różnych salach grane. Znane już sprzed roku studium zniszczenia (zruszczonej duszy, jak twierdził Mickiewicz?) i prawosławnej, by tak rzec, mentalności - "Żywot protopopa Awwakuma". Oraz ostatnia premie
Tytuł oryginalny
Kresy
Źródło:
Materiał nadesłany
Glob 24