Ta premiera była wyzwaniem dla Teatru Narodowego. "Kawaler srebrnej róży" jest operą z niesłychanie inteligentnym librettem, ozdobionym muzyką Richarda Straussa, w której jest i wagnerowski patos, i mozartowska finezja. Na dodatek wielu widzów pamięta słynną inscenizację w ROMIE z początku lat 60., jedno z najważnieszych dokonań polskiego teatru w okresie powojennym. Porównania i surowe oceny są więc nieuniknione. Problemów nasuwa się zresztą więcej. Teoretycznie "Kawaler srebrnej róży" jest operą z precyzyjnie zarysowaną intrygą, wiadomo, jak i w którym momencie jej bohaterowie powinni zachować się na scenie. Jak jednak ukazać smutek dojrzałej kobiety, jej żal za odchodzącym czasem, zabierającym urodę, wdzięk oraz miłość młodszego od niej kochanka, Oktawiana? A bez tego każda interpretacja dzieła Richarda Straussa będzie zubożona i płaska. Wszystko jednak bywa możliwe w teatrze. I nie trzeba do tego wielkich �
Tytuł oryginalny
Smutek dojrzałej kobiety
Źródło:
Materiał nadesłany
Rzeczpospolita nr 23