Zwyczajne wiejskie podwórko, w jakimś raczej dość przeciętnie prosperującym gospodarstwie. Z tyłu sceny zabudowania domowe, z boku druciany, mocno dziurawy płot, przez który to gawiedź wiejska obserwować będzie co chwila chlubę tej wsi i najlepszego kandydata na wójta. Na środku sceny dorodny, wąsaty chłop, rozprawia właśnie z Żydem - lichwiarzem i gminnym pisarczykiem. Wszyscy mówią niby to gwarą, ale jakoś inaczej, bardziej intelektualnie i z miejska. Pisarczyk cytuje Bergsona, Żyd powołuje się na Kanta i Schopenhauera. Gospodarz z zadziwiającą swobodą podejmuje pasjonujący go wątek o zaniku indywidualności w miarę rozwoju cywilizacji i życia społecznego. Nietrudno już chyba domyślić się, gdzie się znajdujemy. Takie rozmowy i takie postacie możliwe są tylko w teatrze Stanisława Ignacego Witkiewicza-Witkacego. Teatr Polski w Poznaniu, ze wszystkich jego sztuk, w szczególny sposób upodobał sobie jedną, skoro po 12 latach
Tytuł oryginalny
Głosuję na Wścieklicę
Źródło:
Materiał nadesłany
Głos Wielkopolski