MARTA BIZOŃ przy okazji wydania swej nowej, osobistej płyty "Tu i tu" opowiada o małżeństwie, ujawnia kochankę męża, cieszy się z dzieci i bycia aktorką. Mówi o marzeniach zagrania w musicalu i o tym, że nie są ważne futra i brylanty Bez nich i tak jest szczęśliwa
Po płycie ze spektaklu "Neapol 19.03", z piosenkami neapolitańskimi, teraz nagrałaś w pełni premierową, z piosenkami napisanymi dla Ciebie i o Tobie. - Kiedyś swe przygody i przeżycia opisywałam na łamach "Gazety Krakowskiej", potem te teksty złożyły się na książkę "Zapiski artystki". Teraz posłużyły mojemu przyjacielowi Michałowi Chludzińskiemu do opisania mnie jako żony, matki, aktorki, kobiety... Od lat lubię to, co Michał pisze, zatem tym chętniej poprosiłam go o piosenki na mój temat. Ich współtwórcą jest Olek Brzeziński, twórca muzyki do spektakli teatralnych, jak i wielu przebojowych piosenek, z "Bombonierką" na czele... - Znamy się i współpracujemy od lat, jeszcze od czasu "Neapolu" i od początku wiedziałam, że to Olka poproszę o muzykę. I napisał wspaniałą. Porozmawiajmy o płycie, z tak osobistymi piosenkami jak "Byłeś, byłam"... - Tak bywa; patrzysz na męża i myślisz: "Boże, kocham go, ale czasami jest dla mnie zupe�