Składanie hołdów bywa niebezpieczne. Nawet największemu bożyszczu można wyrządzić niedźwiedzią przysługę.
Na Międzynarodowy Dzień Tańca i w 50. rocznicę śmierci jednego z najwybitniejszych tancerzy świata Wacława Niżyńskiego poznański Teatr Wielki przygotował wieczór złożony z wielkich Fokinowskich choreografii, w których "bóg tańca" święcił swoje największe triumfy w zespole Sergiusza Diagilewa. Do znanych już z poznańskiej sceny "Sylfid" i "Popołudnia fauna" (to choreografia samego Niżyńskiego) dołożono jeszcze "Ducha róży" i "Szeherezadę". Spektakl zatytułowany "Hommage a Niżyński" zaprezentowano 29 i 30 kwietnia. Ja oglądałam ten drugi. Pewnie należałoby się cieszyć, że legendarna klasyka gości na scenie, że mogą ją oglądać uczniowie szkoły baletowej (część z nich także tańczy) oraz wszyscy miłośnicy Terpsychory. Zastanawiam się jednak, co czułby, siedząc na widowni w niedzielny wieczór sam Niżyński, któremu te występy poświęcono. Słynął z nieprzeciętnego talentu, wielkiej intuicji, nowatorskiego podejścia do sztuki