Kiedy unosi się kurtyna, z ciemności, bardzo powoli wyłaniają się sylwetki kobiety i mężczyzny. Niezbyt jasne, ciepłe światło miękko rysuje obraz, oświetla zwyczajną ławkę i czerwony kwiat. Kobieta jest piękna niepospolitą urodą Katarzyny {#os#1033}Gniewkowskiej{/#}; mężczyzna (Piotr {#os#801}Skiba{/#}) nieco dziwny, chłodny jak nasz hrabia Fantazjusz. Ich miłosny dialog kończy się rozstaniem. Wielką miłość ocalić może tylko niespełnienie. Scena rozpoczynająca "Lunatyków" jest strzępem ubiegłej epoki, pogłosem romantyzmu. Pochodzi z pierwszego tomu trylogii Hermanna Brocha "Pasenow, czyli Romantyzm 1888". Czerwony kwiat powróci potem pod koniec przedstawienia. Bertrand stanie się bogatym przemysłowcem, biznesmenem, jak byśmy dzisiaj powiedzieli. Odejdzie po raz drugi. Popełni samobójstwo, pełen odrazy do świata, który stał się nie do zniesienia. Za poszukiwanie rzeczy niemożliwych zawsze płaci się rozpaczą. Al
Tytuł oryginalny
Okrutne i nieodparcie śmieszne
Źródło:
Materiał nadesłany
Wiadomości Kulturalne nr 12