EN

19.03.1995 Wersja do druku

Okrutne i nieodparcie śmieszne

Kiedy unosi się kurtyna, z ciemno­ści, bardzo powoli wyłaniają się sylwetki kobiety i mężczyzny. Niezbyt jasne, ciepłe światło miękko ry­suje obraz, oświetla zwyczajną ławkę i czerwony kwiat. Kobieta jest piękna nie­pospolitą urodą Katarzyny {#os#1033}Gniewkow­skiej{/#}; mężczyzna (Piotr {#os#801}Skiba{/#}) nieco dziwny, chłodny jak nasz hrabia Fanta­zjusz. Ich miłosny dialog kończy się roz­staniem. Wielką miłość ocalić może tylko niespełnienie. Scena rozpoczynająca "Lunatyków" jest strzępem ubiegłej epoki, pogłosem ro­mantyzmu. Pochodzi z pierwszego tomu trylogii Hermanna Brocha "Pasenow, czy­li Romantyzm 1888". Czerwony kwiat po­wróci potem pod koniec przedstawienia. Bertrand stanie się bogatym przemysłow­cem, biznesmenem, jak byśmy dzisiaj po­wiedzieli. Odejdzie po raz drugi. Popełni samobójstwo, pełen odrazy do świata, który stał się nie do zniesienia. Za poszu­kiwanie rzeczy niemożliwych zawsze płaci się rozpaczą. Al

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Okrutne i nieodparcie śmieszne

Źródło:

Materiał nadesłany

Wiadomości Kulturalne nr 12

Autor:

Bożena Winnicka

Data:

19.03.1995

Realizacje repertuarowe