Był Wielkim Gatsbym czasów polskiej transformacji gospodarczej. Trochę bufonem, trochę agentem, a przede wszystkim szczodrym mecenasem. Sponsorował polityków, kochał aktorów, promował piosenkarzy - o Wiktorze Kubiaku pisze Jacek Tomczuk w Newsweek Polska.
Nie pokazywał się od miesięcy. Chorował, ale lekarzy unikał. Wolał łykać środki przeciwbólowe, choć nie zawsze pomagały. Do szpitala trafił dopiero wtedy, kiedy ból był już nie do zniesienia. Pół roku temu przyszedł na musical "Polita" do ulubionego teatru Buffo. Wyszedł w trakcie, nie mógł wysiedzieć w fotelu. Opiekował się nim jego wieloletni współpracownik pan Stanisław: kierowca, bankier, sekretarz. Odbierał telefony, dopuszczał lub odsyłał przyjaciół. Ci żartowali, że był dla Kubiaka tym, kim kardynał Dziwisz dla Jana Pawła II. Filtrem rzeczywistości. - Wiktor był arogancki do końca, nie wierzył, że choroba może go pokonać. Nie chciał się spotykać, jakby się wstydził swojej słabości. Wolał, żeby ludzie zapamiętali go jako wszechmogącego biznesmena, wielkiego producenta, wpływowego menedżera. Choć już od dawna taki nie był - wspomina Grzegorz Kowalczyk, tancerz z pierwszej obsady "Metra". Kubiak został znaleziony martw