EN

23.08.2013 Wersja do druku

Mrożek albo nieprzysiadalność

Największym pośmiertnym już zwycięstwem Sławomira Mrożka byłoby nasze powtórne zainteresowanie jego twórczością. Tym bardziej że, wciąż jest wiele do odkrycia i wiele do przeczytania na nowo. Ale nie łudźmy się - to nie jest pisarz na nasze czasy - pisze Jacek Wakar w Dzienniku Gazecie Prawnej.

Łączę z kilkuset widzami czerwcowej prapremiery "Karnawału, czyli pierwszej żony Adama" wspomnienie, choć oczywiście każdy z nas widział to inaczej. Sławomir Mrożek przyjechał do warszawskiego Teatru Polskiego, aby zobaczyć pierwsze wystawienie swojej ostatniej sztuki. Współtwórcy inscenizacji pamiętają, że był przejęty i szczerze zainteresowany tym, co ogląda, przede wszystkim w trakcie ostatnich prób. Pewnie tak - skoro właśnie w ten sposób to odczuli. Dla postronnych w trakcie premiery było jednak inaczej. Podczas spektaklu Mrożek siedział w pierwszym rzędzie niemal nieruchomo, w antrakcie poruszał się wolno, szedł sztywno, oblegany przez gospodarzy miejsca oraz oficjeli, przynajmniej w tych momentach, które obserwowaliśmy, niemal nic nie mówił. Nie było zresztą w tym nic szczególnie zaskakującego. Pamiętam poświęcony autorowi "Tanga" wieczór w Teatrze Współczesnym, związany bodaj z promocją któregoś z tomów korespondencji Maciej E

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Mrożek albo nieprzysiadalność

Źródło:

Materiał nadesłany

Dziennik Gazeta Prawna nr 163/23/25-08-13

Autor:

Jacek Wakar, Polskie Radio

Data:

23.08.2013