W Teatrze Polskim wzrasta przedpremierowa temperatura. Artyści pod wodzą reżysera Wiktora Rubina i dramaturga Bartka Frąckowiaka postanowili zmierzyć się z kultowa, pozycją na liście największych sztuk teatralnych ,,Tramwajem zwanym pożądaniem" Tennessee Williamsa. Ich wzajemne starcia i ugody śledzić można non stop na teatralnym blogu.
"Tramwaj..." został po raz pierwszy wystawiony przez Elia Kazana na Broadwayu w grudniu 1947 roku, a dzień premiery był zarazem dniem wielkiego triumfu Marlona Brando, który stał się symbolem seksu. Sztuka zeszła z afisza dopiero po dwóch latach i natychmiast trafiła do Hollywood. W filmowej wersji wyróżniała się grą Vivien Leigh. Powieść jest historią starzejącej się kobiety, która przepuściwszy resztki rodzinnego mąjątku ucieka do siostry, do Nowego Orleanu. Tu zamiast schronienia, czeka ją gorzkie rozczarowanie. Brutalny szwagier odziera ją z resztek iluzji, co w rezultacie kończy się tragicznie. Skomplikowany związek czwórki bohaterów, splątanych siecią gier, które prowadzą między sobą, jest osią konfliktu. - Dramat Williamsa już się zestarzał - wyjaśnia Bartek Frąckowiak. - A to stanowi jego walor. Dzięki temu istnieje szansa na pokazanie historyczności emocji. Tego, ze nie są ponadczasowe, lecz podlegają zmiennym formom, że ich ar