- Łódź jest moim miastem, w nim najlepiej się czuję. Pamiętam, że jeszcze w przedszkolu śpiewałem piosenkę o szarej Łodzi... I to jest moja kochana, szara Łódź. Choć ostatnio staje się bardziej kolorowa. Zmienia się na lepsze. Oczywiście, zmiany mogłyby następować szybciej. Ale zdaję sobie sprawę, jakie do tego potrzebne są pieniądze - mowi ANDRZEJ KOSTRZEWSKI, solista Teatru Wielkiego w Łodzi.
Ile lat minęło od Pana debiutu na scenie Teatru Wielkiego w Łodzi? - Mam się do tego przyznać? Rozpocząłem pracę w teatrze jeszcze na studiach, czyli w 1984 roku. Zostałem do Teatru Wielkiego zaangażowany przez dyrektora Stawomira Pietrasa. Pewnie dobrze pamięta Pan dzień swojego debiutu? - Oczywiście! Pamiętam, że debiutowałem w "Mefistofelesie" Arrigo Boito w reżyserii Ryszarda Peryta. Wychodziłem na tę wielką scenę z ostatniej zapadni. Gdy ją zobaczyłem, to byłem przerażony jej ogromem. Dyrygent wydał mi się taki mały... Teatr Wielki to chyba bardzo ważne dla Pana miejsce na mapie Łodzi? - Na pewno. To miejsce, gdzie zaczynałem karierę. Teatr Wielki jest moją pierwszą sceną. Pracowałem w nim ze znakomitymi reżyserami, jak Maciek Prus, Waldemar Zawodziński, Marek Grzesiński, Ryszard Peryt, Adam Hanuszkiewicz. Praca z nimi dała mi bardzo wiele. Czym dla Pana jest Łódź? - Jestem łodzianinem. Tu się urodziłem, chodziłem do szkoły, z