EN

17.03.2005 Wersja do druku

Morrison to moja życiowa kreacja

Targówek to trochę koniec Warszawy. Czasami myślę, że jeżeli ludzie nadal chcą przychodzić, to jest to duży sukces. Mam jednak czasami wrażenie, że śpiewam ciągle dla tych samych osób, które po prostu lubią The Doors i Morrisona. To moja życiowa kreacja. Nie jestem profesjonalnym aktorem. I z jednej strony mam dystans do tej roli. Ale z drugiej - to dla mnie sprawa życia i śmierci. Bardzo rzadko myślę o tym, że to ikona, bożyszcze milionów, bóg seksu i rocka i czegoś tam jeszcze. Mnie bierze w tym wszystkim coś innego. Dla mnie to poezja pierwszej wody. Może to, co mówię, zabrzmi banalnie, ale ja w to wierzę. W to, że w tym jest zaklęta prawda o człowieku, o granicach, do których może dojść. Mnie w zasadzie nic innego w życiu nie interesuje, bo co może człowieka interesować poza muzyką, miłością i śmiercią? Kiedy zaczynałem grać Morrisona, byłem w wieku, w jakim umarł, teraz jestem o pięć lat starszy. Mam poczucie, że zmarł, b

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Morrison to moja życiowa kreacja

Źródło:

Materiał nadesłany

"Gazeta Wyborcza - Stołeczna" nr 64

Autor:

Marcin Rychcik

Data:

17.03.2005

Realizacje repertuarowe