TYTUŁ tego tekstu jest zarówno wezwaniem do krytyka, żeby wywiązał się ze swoich obowiązków po premierowych przeżyciach, jak i - przede wszystkim - rodzajem hołdu wobec słowotwórczej inwencji Stanisława Barańczaka, który szekspirowskie "Poskromienie złośnicy" kongenialnie spolszczył i sprawił, że wsłuchując się w kapitalne "odzywki" i dialogi, mamy prawdziwą frajdę. To już nie tylko ów Okpisz, którego z innych tłumaczeń znaliśmy na przykład jako Szlaja (Józef Paszkowski) i którego nazwiskiem nieudolnie próbuje się tu bawić Wasz sługa. To żywy język, którym tłumacz wdzięcznie żongluje. Takie tłumaczenie może ponieść spektakl, przydać mu barwy, podrasować. I czyni to! Ale to nie koniec zasług Barańczaka. Najwyraźniej jego inwencja natchnęła też reżysera Bogdana Toszę, który wpadł na pomysł o kapitalnym znaczeniu dla lubelskiej realizacji niezbyt przecież porywającej komedii Williama Szekspira. Z prologu (tu: przygo
Tytuł oryginalny
O.K.Pisz, pisz!
Źródło:
Materiał nadesłany
Kurier Lubelski nr 140