Wprawdzie pomysł nowej na krakowskim gruncie - czyli wystawianej ostatnio w STARYM TEATRZE - sztuki Grigorija Gorina (znanego z przedstawień na scenie "Bagateli": "Zapomnieć o Herostratesie" i "Dyl Sowizdrzał", obu utworów wyraźnie świadczących o talencie dramatopisarskim 46-letniego autora radzieckiego) nie zaskakuje odkrywczością, to przecież sama sztuka może zaimponować rozmachem konstrukcji, elastycznością teatralnej wizji oraz niebagatelnym ładunkiem intelektualnym, zamaskowanym zręcznie satyrą. Mowa o "Domu, który zbudował Jonathan Swift" (w tłum. Janiny Karczmarewicz-Fedorowskiej). Tytuł, powiedzmy wprost, mało atrakcyjny - tym więcej, jeśli wziąć pod uwagę, iż nazwisko Swifta kojarzy się przeważnie z jego najpoczytniejszą ongiś powieścią "Podróże Gulliwera" i jej (powieści) przypisaniem do wieku raczej młodzieżowego. A zatem i do nurtu jakby jednoznacznie moralizatorsko-dydaktycznego. Jak w bajkach. Co, oczywiście, nal
Tytuł oryginalny
Gorin i Swift w jednym domu
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Krakowska nr 172