EN

13.03.2010 Wersja do druku

Traviata w klubie

Właściwie śpiewającym na premierze "Traviaty" w Operze Narodowej Aleksandrze Kurzak (Violetta) i Andrzejowi Dobberowi (Germont) należy się sześć gwiazdek. Przy ich duecie w II akcie zapomina się o wszystkim i słucha tylko śpiewu, nieważne, że nad basenem, obecnym chyba we wszystkich "nowomodnych" inscenizacjach. Jeśli zaś o sam spektakl chodzi, Mariusz Treliński tym razem, próbując uwspółcześnić nieco akcję, w miarę wiernie, jak na siebie, trzymał się tekstu, nie dopisał innej historii. Stała się ona jednak anachroniczna, bo dziś trudno zrozumieć, jak ojciec Alfreda może mieć coś przeciwko romansowi syna z artystką kabaretową i - co więcej - może ją zmusić do zrezygnowania z tego romansu. Spektakl ma szybkie tempo, co na premierze zaowocowało nierównościami, ale prób scenicznych było niewiele. Reżyser ze scenografem Borisem Kudličką umieścili akt pierwszy i fragment trzeciego w nocnym klubie z zapleczem, garderobą i łazienką, każąc

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Traviata w klubie

Źródło:

Materiał nadesłany

Polityka nr 11

Autor:

Dorota Szwarcman

Data:

13.03.2010

Realizacje repertuarowe