- Chciałem pisać sztukę o generale Jaruzelskim. Pojawiał się w mojej wyobraźni z coraz większą liczbą medali, którą potem musiał zjeść - mówi SŁAWOMIR MROŻEK.
Jan Bończa-Szabłowski: W trzecim tomie "Dzienników" pod datą 12 maja 1985 roku dokonał pan odkrycia: "Wszystko jest wyłącznie czasownikiem. Rzeczowniki nie odpowiadają rzeczywistości. Ja również jestem czasownikiem. Mrożkować, mrożkowanie, mrożkuję". Możemy więc trochę pomrożkować? Sławomir Mrożek: - Bardzo proszę. Usiądę tylko wygodnie na krześle, bo zapowiada się dłuższa rozmowa. Jan Bończa-Szabłowski: Punktem wyjścia będzie oczywiście najbardziej oczekiwany, trzeci tom "Dziennika", który obejmuje najdojrzalszy okres w pana życiu artystycznym. Sławomir Mrożek: - Nie czytałem jeszcze tego tomu, więc przypomni mi pan, przy okazji, co w nim pisałem. Z tymi tomami to jest taka sprawa, że długo zastanawiałem się, co z nimi zrobić. W końcu przed laty przekazałem je wydawnictwu. Oni to opracowali i systematycznie wydają, tom po tomie. Stawiał pan jakieś warunki co do publikacji tych wspomnień? - Nie. Zostawiłem wydawnictwu całkowi