Teatr Narodowy ze sceny autorskiej przekształca się w artystyczny kombinat
Pierwsza połowa sezonu Teatru Narodowego pod dyrekcją Jana Englerta pokazała, że scena zmienia oblicze. Nie jest to, jak za dyrekcji Jerzego Grzegorzewskiego "dom Stanisława Wyspiańskiego". Narodowy Englerta sprawia wrażenie wielkiego kombinatu artystycznego niestroniącego od eksperymentów. Już pierwsze premiery, zwłaszcza "Merlin" Tadeusza Słobodzianka, zaprzeczyły obawom o zachowawczości nowej dyrekcji artystycznej. Można przyjąć, że podobnie jak dawne Rozmaitości (dziś TR), Teatr Narodowy poszukuje nowych przestrzeni. Rozmaitości, mając tylko jedną salę wychodzą ze swą działalnością w miasto. Narodowy zaś, dysponując nieporównywalnie lepszym zapleczem ogranicza się do zagospodarowania własnej przestrzeni. Oprócz sali Bogusławskiego i Przy Wierzbowej powrócił do Teatru Małego. Uruchomił też dwa kolejne miejsca. Na potrzeby ostatniej premiery, "Duszyczki" Różewicza, otworzył scenę w tunelu pod Wierzbową, stworzył też Studio-Laboratorium