- Jesteśmy w takim kapuśniaku formy i stylu, przekonań, rozchwiania hierarchii. A Witkacy się właśnie tym zajmuje - tą naszą zupą, zawiesiną - rozmowa z Janem Englertem przed premierą "Bezimiennego dzieła" w Teatrze Narodowym.
Dorota Wyżyńska: "Czas dogonił świat opisywany przez Witkacego" - powiedział pan w jednym z wywiadów. Jan Englert: To, co towarzyszyło Witkacemu przez całe życie: lęk przed pewną mechanizacją tłumu i umieraniem jednostki, indywidualności, której funkcjonowanie uniemożliwia "szara, bezkształtna, lepka, śmierdząca masa", zaczyna nas powoli dopadać. Do "Bezimiennego dzieła" podchodzę już po raz trzeci. Dwa razy wystawiałem tę sztukę w szkole teatralnej, ze studentami. I kompletnie inaczej dziś czytam ten utwór. Tym razem chyba najbardziej poprzez współczesność. Mam wrażenie, że to dojmujący, współczesny dramat. Żyjemy w podobnych czasach. U Witkacego to moment po pierwszej wojnie światowej, po rewolucji październikowej, po odzyskaniu niepodległości. Nadzieje mieszają się z rozczarowaniem. Wygląda na to, że świat zwariował. Nam też ta gula rewolucyjnej masy zaczyna dziś doskwierać. Niezależnie od opcji politycznej i światopoglądu. My