W TYCH właśnie słowach zamknąć chyba można formułę artystyczną ostatniej premiery Teatru Polskiego. A formuła myślowa, którą za Jean Louis Barrault sugeruje reżyser Bogdan Jerković, brzmi: "Rabelais - nasz współczesny". A mnie, kiedym przedstawienie oglądał wydało się jeszcze, że autor "Gargantui i Pantagruela" był też Witkacym swojej epoki. Przedstawienie (co stało się ostatnio modne we Wrocławiu) zaczyna się już w foyer. Grupa kolorowej młodzieży snuje się między widzami, "puszcza oko", próbuje zachowywać swobodnie, śpiewa pieśń o słońcu, potem wbiega na scenę. Gdybyż jeszcze młódź owa miała więcej niewymuszonej, juwenaliowej swobody. Gdyby na scenie znakomite dziewczyny i sympatyczni młodziankowie tańczyli tak, jak robią to w swoich dyskotekach, bez "aktorskiego" skrępowania, szczęście byłoby pełne. Rozumiem jednak - nerwy, trema - i większych pretensji nie zgłaszam. Bajecznie kolorowe roztańczone i rozbiegane
Tytuł oryginalny
Rabelais I, król "beatników"
Źródło:
Materiał nadesłany
Słowo Polskie nr 1296