- Mój spektakl "Jezus Chrystus Zbawiciel" nie jest specjalnie obrazoburczy. Myślę, że jest rodzajem utworu muzyczno-lirycznego, który przypomina o ważnych sprawach; o tym, że twórca religii, która leży u podstaw porządku europejskiego, nie był sojusznikiem władzy, tylko marzył o lepszym świecie. O tym staramy się opowiedzieć w formie punkowego, wyrazistego komunikatu - mówi Michał Zadara. Premiera spektaklu już 15 lutego na Scenie Przodownik.
Lidia Raś: Zdecydował się Pan na adaptację monodramu Klausa Kinskiego "Jezus Chrystus Zbawiciel". Ta wersja życia Jezusa, autorstwa słynnego artysty-skandalisty, powstała ponad 40 lat temu jako efekt jego studiów nad ewangeliami. Kinski prezentował ją dwukrotnie. Wpisała się idealnie w epokę i ideały dzieci-kwiatów, buntu społecznego, w którym Jezus mógł uchodzić za rewolucjonistę. A dziś? Jaki jest sens, by sięgać obecnie po ten tekst? Michał Zadara: Dla mnie w tym tekście nie jest ciekawy Kinski, który zdecydował się występować w ewangelizującym spektaklu, nie będąc autorytetem w dziedzinie teologii, ale tekst. Jest bardzo jednoznaczny w ocenie i adekwatny do poziomu obecnej rozmowy o Kościele w Polsce. Ta dyskusja nie jest prowadzona na poziomie profesorów teologii i "Tygodnika Powszechnego" lecz na znacznie niższym. Z jednej strony mamy konserwatywną, religijną prawicę, która przedstawia chrześcijaństwo jako religię zachowawczą i