W półmroku, przy dźwiękach drażniących umysl, ubogiej scenografii i w kłębach białego dymu Bałtycki Teatr Dramatyczny w Koszalinie odważył się na wystawienie "Ślubu" Witolda Gombrowicza. Na scenie królowało słowo. Szeptane, pompatyczne, krzyczane... Czy teatr to tylko słowa? - Nie da się zaplanować swojego losu - zinterpretował przesłanie dramatu reżyser Waldemar Śmigasiewicz. Teatr pokusił się o wystawienie sztuki trudnej, wieloznacznej, być może za trudnej, jak na przeciętnego widza BTD. Każdy, kto zapoznał się z twórczością Gombrowicza wie, że autor potrafi nie tylko manipulować widzem, ale wręcz drwić z niego. Prawdopodobnie "Ślub" jest najtrudniejszym utworem w dorobku Gombrowicza. Łatwiej bowiem poznać przesłanie "Ferdydurke", "Trans - Atlantyku", czy "Iwony - księżniczki Burgunda". Chwała teatrowi i reżyserowi, że odważyli się na próbę tej interpretacji, ale... Spektakl dłużył się. Ponad dwie godziny monolo
Tytuł oryginalny
Ślub, głupcze...
Źródło:
Materiał nadesłany
Głos Koszaliński nr 232