EN

4.10.2003 Wersja do druku

Ślub, głupcze...

W półmroku, przy dźwiękach drażniących umysl, ubogiej scenografii i w kłębach białego dymu Bałtycki Teatr Dramatyczny w Koszalinie odważył się na wystawienie "Ślubu" Witolda Gombrowicza. Na scenie królowało słowo. Szeptane, pompatyczne, krzyczane... Czy teatr to tylko słowa? - Nie da się zaplanować swojego losu - zinterpretował przesłanie dramatu reżyser Waldemar Śmigasiewicz. Teatr pokusił się o wy­stawienie sztuki trudnej, wielo­znacznej, być może za trudnej, jak na przeciętnego widza BTD. Każ­dy, kto zapoznał się z twórczością Gombrowicza wie, że autor potrafi nie tylko manipulować widzem, ale wręcz drwić z niego. Prawdopodob­nie "Ślub" jest najtrudniejszym utworem w dorobku Gombrowicza. Łatwiej bowiem poznać przesłanie "Ferdydurke", "Trans - Atlanty­ku", czy "Iwony - księżniczki Bur­gunda". Chwała teatrowi i reżyse­rowi, że odważyli się na próbę tej interpretacji, ale... Spektakl dłużył się. Ponad dwie godziny monolo

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Ślub, głupcze...

Źródło:

Materiał nadesłany

Głos Koszaliński nr 232

Autor:

Magdalena Milko

Data:

04.10.2003

Realizacje repertuarowe