"Irydion" w reż. Andrzeja Seweryna w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
Paradoksalnie utwór, który pisany był z intencją uspokojenia gorących głów prących do powstańczych zrywów, okazał się nie tylko balsamem po klęsce, lecz także pobudką do walki. Irydion obok Konrada i Kordiana stał się bohaterem wyzwoleńczej wyobraźni. Jeszcze sto lat temu, gdy dramatem Krasińskiego Arnold Szyfman inaugurował wzniesiony wówczas w Warszawie Teatr Polski, tekst ów tak mógł być czytany. Dzisiaj te okoliczności czasu i miejsca straciły wyrazistość. "Irydion" jednak pozostał nie tylko historyczną pamiątką, której przypomnienie w stulecie teatru nie wymaga uzasadnień, ale też w przedziwny sposób odzyskał pierwotnie zaplanowany sens. Ukazuje się naszym oczom przede wszystkim jako dramat moralny. Stawia więc pytanie, czy zemsta może być motywem działania, czy cel uświęca środki, a na koniec rozgrzesza skarconego bohatera, "bo on kochał Grecję". Tak odczytał go, zgodnie z intencjami Krasińskiego, Andrzej Seweryn, dając na zako