EN

27.01.2003 Wersja do druku

Szkoła form

Jest niby lekko, zabawnie, poważniej, gdy trzeba, ale jakoś dziwnie miałko i właściwie nudno.

Ewa Kutryś przeniosła "Szkołę żon" we współczesność. Zgoda: współczesny sztafaż - kostiumy i scenografia - nie przeszkadza. Arnolf może spokojnie nosić garnitur, Anusia mundurek uczennicy, a Horacy - dżinsy i podkoszulek. W końcu to komedia (czy tragikomedia) charakterów, a te są wieczne. Byleby postaci i ich związki były nakreślone ciekawie, wyraziście, zaskakująco, zabawnie, przejmująco i czego tam jeszcze wymaga się od teatralnych bohaterów. A z tym jest pewien kłopot. To oparte na aktorach przedstawienie poza szeregiem aktorskich etiud - gorszych i lepszych - nie zawiera zbyt wiele Jeżeli ktoś lubi Krzysztofa Globisza, z przyjemnością popatrzy, jak roztacza on swój niebezpieczny wdzięk. Niebezpieczny, bo na granicy szaleństwa; nigdy nie wiadomo, czy ten uroczy mężczyzna za chwilę kogoś nie zamorduje, a przynajmniej nie pobije. Globisz jest dobrym aktorem, stara się więc, by jego Arnolf był postacią wieloznaczną. Objawia a to skąpstwo,

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał nadesłany

"Gazeta Wyborcza: Kraków" nr 22

Autor:

Joanna Targoń

Data:

27.01.2003

Realizacje repertuarowe