EN

3.01.2013 Wersja do druku

Godzina tancerzy śmierci

Realizacja Wojtka Klemma w Getyndze, druga po berlińskiej prapremierze 26 października tego roku, szuka języka dla tego, co dzieje się poza językiem, i znajduje go w ruchu, w tańcu aktorów - po premierze "Nad czarnym jeziorem" Dei Loher w reżyserii Wojtka Klemma w Deutsches Theater w Getyndze pisze Andreas Wicke w Nachtkritik.de.

Getynga, 15. grudzień 2012. Głośne bity, cztery krzesła, cztery osoby na pustej scenie. Po widoku na morze nie zostało nic oprócz błyszczącego słowa na gołej, czarnej ścianie. Dwie pary mówią do siebie, ale nie potrafią ze sobą rozmawiać, nie patrzą na siebie. Komunikacja jest zakłócona, zdania się urywają, wypowiedzi w staccato. Krzesła nie służą jako meble do siedzenia, lecz do noszenia po scenie, tak nie wygląda spokój. Dalej jeszcze pozornie drugorzędny nadruk na koszulce Eddiego: "4.48". Bywalec teatrów uwrażliwiony przez Sarah Kane uzupełni: psychoza, samobójstwo. Od początku wiadomo, że nie rozwinie się ani wesołe spotkanie, ani nastrój imprezy. Znów można by uzupełnić, że wyrobieni teatromani tak czy owak wiedzą, że dwie pary na jednej scenie - nieważne czy u Edwarda Albeego czy u Yasminy Rezy czy ... - nigdy nie będą się świetnie razem bawić, a z czasem zaczną się wzajemnie rozszarpywać. U Dei Loher można jednak znaleźć

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Godzina tancerzy śmierci

Źródło:

Materiał nadesłany

Nachtkritik.de

Autor:

Andreas Wicke, przekł. Iwona Nowacka

Data:

03.01.2013

Wątki tematyczne