EN

15.12.2012 Wersja do druku

Raduszyńska nadaje z Sofii: Syndrom Andersena II

Hans Christian cierpiał z powodu niedocenienia swoich dramatów. Ale przecież są jeszcze baśnie! A Andersen dobrze wiedział, że są świetne, nawet, jeśli kręcił na nie swoim długim nosem - o spektaklach na sofijskich scenach pisze Katarzyna Raduszyńska.

Teatr Narodowy Iwan Wazow zaprosił mnie ponownie i podwójnie. Wieczór po wieczorze. Na początek "Polowanie na dzikie kaczki" według sztuk Wampiłowa w reżyserii reżysera rosyjskiego. Wchodzę na widownię, atmosfera wspaniała, ludzie rozmawiają, śmieją się. Scenografia ogromna, pochyła w stronę widowni scena, na niej futryna z drzwiami, łóżko, szafy, sznury do bielizny i niebielizna na nich, maszyna do pisania, aparat telefoniczny, bukiet sztucznych kwiatów, ogromny stół, ławka, tonetowe krzesła, lustro, tekturowa ściana, garderoby dwie na wieszakach, a na nich kostiumy z każdej epoki, krzyż, trociny, pierze, walizki, butelki, strzelba, plastikowe krzesła, butaforowe kamienie, par butów ze trzydzieści i dziewiątka aktorów, a jakoby setka. Ani chwili ciszy, muzyka spektaklowa trwa trzy godziny, z czego dwadzieścia minut to wolniutka wersja "Lulajże Jezuniu". Jako, że to według Wampiłowa, to opowieść oscyluje między "Opowieściami o zwyczajnym szale�

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał własny

Materiał własny

Autor:

Katarzyna Raduszyńska

Data:

15.12.2012

Wątki tematyczne