EN

17.10.2001 Wersja do druku

Jandy gra o wszystko

NAJPIERW JEST BUNT. Pomysł, aby aktorka, nawet tak świetna, wcielała się w dziesięcioletnią dziew­czynkę, wydaje się niesto­sowny. Co więcej, drażni, że aktorka naśladuje (prze­drzeźnia?) chorą na raka au­tystyczną bohaterkę. Po co te nadruchy rąk, po co ząjąk­nienia, po co niespójne za­chowania, biegnące swoim torem, niemal niezależnie od tekstu? Czy nie lepiej było opowiedzieć to wszystko "na biało", bez żadnej charakte­ryzacji i udawania? Potem jest stan równowa­gi. Może rzeczywiście tędy droga. Teatr to nie radio. Ani film. Domaga się kreacji. Mo­że właśnie ten "fałsz" jest prawdą? Może tylko tak można zbliżyć się do świata tak odrębnego, jak świat bo­haterki sztuki Lee Hall "Ma­ła Steinberg"? A potem widz się poddaje. Ten tekst i ten sposób gra­nia, właśnie taki, obarczony szalonym ryzykiem, z nie­bezpieczeństwem osunięcia się w strefę dwuznacznego udawania, okazuje się naj­lepszą metodą zbliżenia do prawdy.

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Jandy gra o wszystko

Źródło:

Materiał nadesłany

Trybuna nr 243

Autor:

Tomasz Miłkowski

Data:

17.10.2001

Realizacje repertuarowe