"Kandyd czyli Optymizm" Woltera jest przedstawieniem, które jak przypuszczam powstało w celu zaspokojenia tzw. gustów szerokiej i masowej publiczności . Jeśli zyska na tym jeszcze kasa teatru korzyść będzie podwójna. Po "Janulce, córce Fizdejki" kolejna premiera w Teatrze Polskim zdaje się potwierdzać przekonanie, że poprzeczka na dużej scenie ustawiona została wysoko. Schlebiać gustom, troszczyć się o dobry humor widza można, jak się okazuje, w różny sposób - realizując kolorowe, płytkie, "operetowe gnioty" (choć raz pozwolę sobie na słowną ekstrawagancję) albo... namawiając do współpracy Wojtyszkę. W tym drugim przypadku istnieje gwarancja, że rzecz cała na zabawie się nie skończy - śmiech nie będzie pusty i bezrefleksyjny. "Kandyd,.." mógł być po prostu - zabawnym spektaklem o perypetiach szlachetnego prostaczka, które przesłoniłyby filozofią Woltera, polemizującego z panlogistycznym determinizmem Leibnitza. Spółka au
Tytuł oryginalny
Dwaj panowie W. o pieleniu ogródków
Źródło:
Materiał nadesłany
Słowo Polskie nr 77