EN

15.01.2003 Wersja do druku

Gombrowicz też blondynka

Nie róbcie ze mnie taniego demona!... Tego od ro­daków żądał Witold Gombro­wicz. W sumie - mało. Ściśle nie potrafię orzec, kto w finale skle­conego przez Mikołaja Grabow­skiego dzieła "Tango Gombro­wicz" wyrecytował to zdanie, nie potrafię, bo na scenie patetyczne ciemności panowały, warg artystów nie widziałem, a do tego - mruczeli oni, mru­czeli jak jeden, monstrualny ko­cur metafizyki. Artystów było czterech. Jan Frycz, Jan Peszek, Jerzy Trela i Krzysztof Globisz. Czterech różnych Gombrowiczów na sce­nie? Jeden zawsze pełny i w istocie niezmienny Gombro­wicz, ale w różnych futerałach, w różnych ciałach i tempera­mentach? Nie. To był Gombrowicz rozchlastany na ćwiartki, rozłożo­ny na czynniki pierwsze, roz­pięty między biegunami, tępy­mi ćwiekami przybity do czte­rech skrajności. Nie róbcie ze mnie taniego demona!... Któraś ćwiartka wymrukuje tę prośbę, po czym jest koniec. Kurtyna i rozchichotane wiwaty roda­ków zmiaż

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Gombrowicz też blondynka

Źródło:

Materiał nadesłany

Dziennik Polski nr 12

Autor:

Paweł Głowacki

Data:

15.01.2003

Realizacje repertuarowe