EN

20.02.1987 Wersja do druku

W brzasku świtania

Belki rozwieszone nad sceną rozszerzają perspektywę "polskiej chaty" do gigantycznych granic. Kilka tradycyjnych dla "Wesela" rekwizytów, "stoisko wizyjne" ze zbroją, na poboczach sceny chochoły. Scena wydłużona w głąb widowni. Nie ma kurtyny. Za moment rozpoczyna się polonez marionetek, zapowiadający finałowy taniec chocholi. Ale to tylko moment, bo z nagła wybucha szalony, weselny oberek. Polski kalejdoskop?

Początek i sceneria radomskiego "Wesela", reżyserowanego i inscenizowanego przez Zygmunta Wojdana, obezwładniają widza, nie pozwalają mm ani na moment oderwać się od tego, co przez prawie trzy godziny będzie się tam działo. Chata bronowicka została nie tylko otwarta na ogród - staje się symbolem, a dramat rozegra się wszędzie: przed nami, wokół nas i w nas. Gdyby reżyserowi nic więcej się nie udało i tak byłby to sukces niepospolity. Długo, bardzo, długo ten teatr zbierał się do wystawienia narodowego arcydramatu, legendarnego, wciąż fascynującego, wielokrotnie interpretowanego z myślą o czasach, w których ten dramat inscenizowano, Bertolt Brecht pisał ongiś: "W teatrze ciekawe jest dziś to, że widzowi pokazuje się znaną rzecz z nieoczekiwanej, osobliwej strony, albo na odwrót - to, co daje nam odczuć bliski, zrozumiały sens nieznanych, osobliwych spraw... Teatr czynić to powinien za pomocą tzw. efektu osobliwości, tj. pokazywania na sceni

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał nadesłany

"Słowo Ludu" nr 1435

Autor:

Stanisław Mijas

Data:

20.02.1987

Realizacje repertuarowe