EN

12.04.1998 Wersja do druku

Henryk i jego otchłań

Najpierw zasłona wznosi się. Nad małą sceną (naprawdę bardzo małą) Teatru Narodowego wydyma się płachta szarego spadochronu. Kiedy przestaje się pompować w nią powietrze sflaczały balon wydęty ze spadochronu opada na scenę. Nie idzie w górę żadna kurtyna, nic się nie odsłania. Świat "Ślubu" naprawdę otworzy się dopiero wtedy, kiedy pośrodku sceny bezszelestnie opadnie wielka zapadnia tworząc gigantyczny lej, ciemną otchłań jak ślad po wielkiej bombie. Zasłona wznosi się opadając. Z czarnej dziury wygramoli się Matka i Ojciec. "Ślub" wydobywa się z otchłani niebytu, niepamięci, z ciemności czy może łagodniej - z cienia. "Odkrywamy tutaj jedną z charakterystycznych cech końca wieku: świadomy swej mocy i pewien swoich prerogatyw rozum przejmuje siły uczucia i namiętności, po których spodziewa się dodatkowej energii. Wierzy, że w ten sposób zjednoczy człowieka w świetle dobra i blasku inteligencji. Sądzi, że potrafi przemienić wsz

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał nadesłany

"Tygodnik Powszechny" nr 15

Autor:

Piotr Gruszczyński

Data:

12.04.1998

Realizacje repertuarowe